Drugi dzień wyprawy zacząłem jeszcze w województwie mazowieckim. Skończyłem już w warmińsko-mazurskim. Pomiędzy nimi zrobiłem sobie rundkę po podlasiu odwiedzając kolejno Nowogród, Łomżę, Jedwabne, Stawiski i Kolno.
Mazury 2017 (dzień 2 z 9) | |
---|---|
Trasa | Ostrołęka-Nowogród-Łomża-Jedwabne-Stawiski-Kolno-Pisz |
Dystans | 154,1 km (razem: 339,4 km) |
Trasa ta była improwizowana i układana na bieżąco. Już od samego rana było inaczej niż planowałem przed wyjazdem. Miałem startować z Łomży, ale do niej nie dojechałem. Startowałem z Ostrołęki i… nie ujechałem nawet kilometra i już musiałem zmieniać dętkę.
Tak wiec dzień zaczął się o tak:
Mało sympatycznie ale za to ostrołęcka gościnność z dnia poprzedniego znowu dała o sobie znać. Kiedy paprałem się w smarze podjechał do mnie człowiek. Lat około pięćdziesiąt-sześćdziesiąt. Typowy „lokals”. Zagadał. Skąd? Jak? Gdzie? Zakładając oponę na felgę zacząłem opowiadać skąd jadę, dokąd i że powinienem być już w Łomży…
On, opowiedział, że też kiedyś pojechał rowerem na mazury i że mu rodzina nie wierzyła. Na koniec wyciągnął z torby na bagażniku puszkę piwa i mówi:
– Masz!
– Nie chcę! Przed trasą nie piję.
– To wypijesz sobie później…
Tak finalnie wyjechałem z Ostrołęki z piwem w sakwie. Wypiłem je 150 km dalej nad jeziorem Nidzkim.
Nowogród
Reszta trasy tego dnia minęła już bez takich przygód. Za Ostrołęką wjechałem w małe gminne ale (powiedzmy) asfaltowe drogi. Tak małe, że kiedy dojechałem do granicy województwa mazowieckiego i wjeżdżałem w podlaskie to nie dało się tego zauważyć. Nie było tablicy, nie było fanfar. Ot po prostu przed mostem jest mazowieckie a za mostem podlaskie.
Pierwszym miastem w województwie podlaskim na mojej trasie był Nowogród. Miasto położone nad a jakżeby inaczej, Narwią. Przejeżdżając przed jedyny most w okolicy nie da się nie zauważyć wzgórza z czołgiem stojącym na szczycie. To pomnik upamiętniający poległych w II wojnie światowej. Miejsce w gatunku tych obok których nie da się tylko przejechać.
Łomża
Z Nowogrodu jest już blisko do Łomży. Im bliżej tym trasa bardziej pofalowana ale bez tragedii. Raz górka raz dołek. Łomża pojawiła się szybciej niż myślałem. Dotarłem na stary rynek gdzie akurat odbywała się uroczystość Dnia Policji.
Tak się też złożyło że tym razem poza „lokalsem” rozmawiałem też z policjantem. Zapytał skąd i gdzie jadę.
– Dziś z Ostrołęki na Pisz.
– To z Łomży ma pan prostą drogę.
– Ale ja nie jadę prostą drogą…
– Więc jak?!
– No na Jedwabne, Stawiski, Kolno…
Tłumaczyłem że tak, wolę i chcę jechać dookoła i zrobić do Pisza co najmniej 80 km zamiast niecałych 60 km. Do wieczora jest jeszcze dużo czasu.
Tour de podlaskie
Pojechałem więc tą nieoczywistą trasą i za Łomżą zrobiłem sobie tour po miasteczkach ziemi łomżyńskiej. A więc najpierw na północny-wschód na Jedwabne, które było najbardziej wysuniętym na wschód punktem tej wyprawy.
Potem na północny-zachód w stronę Stawisk, które znam z punktu widzenia PKS na linii Warszawa-Gołdap.
A następnie na zachód do Kolna – największego z tych trzech miast i siedziby powiatu.
Minusem tej okolicy była taka specyficzna pustka. Miasteczka małe, senne, sprawiające wrażenie nieco zapomnianych. Pomiędzy nimi wsie i wioski. Pomiędzy wsiami rozległe pola i lasy. Ruch samochodowy bardzo mały. Teren taki, że właściwie jadę kompletnie sam i gdyby mnie tutaj noc złapała to namiot „na dziko” mógłbym rozbić właściwie wszędzie.
Pisz
Za Kolnem już takich samotnych dróg nie miałem. Właściwie chcąc dojechać do Pisza o przyzwoitej godzinie (czytaj 18:00) to miałem tylko jedną drogę – krajową. Wskoczyłem więc na nią i pognałem do Pisza. Choć to krajówka to ruch raczej umiarkowany a asfalt dobry. Droga do Pisza minęła by jak z bicza strzelił gdyby nie deszcz.
Złapał mnie jakieś 10 km przed Piszem w środku lasu. Z prawej drzewa, z lewej drzewa a nad głową czarna chmura z której się leje. Chwilę dalej było jasne niebo i byłem niemal pewny że za kilka lub kilkanaście minut przestanie padać. Byłem do tego stopnia o tym przekonany że nie zatrzymałem się aby wyjąć i założyć kurtkę. Ja i tak już jestem mokry a jak założę kurtkę to i ona będzie mokra. Będę miał więcej rzeczy do suszenia. A tak, kurtka w sakwach uchowa się sucha.
Tym razem miałem rację. Przestało padać jeszcze przed Piszem.
Z Pisza został już tylko rzut beretem na kemping, który miał być moją bazą na najbliższe cztery dni. Więc zanim pojechałem tam gdzie prąd, media i ciepłe żarcie nie dochodzi, zjadłem michę makaronu ze szpinakiem. Nie porwał mnie tak jak pizza w Ostrołęce, ale i tak był przyjemnością po deszczu i całym dniu kręcenia.
Jutro ruszam na Śniardwy…
W odpowiedzi na “Mazury 2017 – tour de podlaskie”
Podlasie to piękna kraina do jazdy rowerem. Polecam zapuścić się w nią głębiej