Otwarć sezonu toć u nas dostatek powiedział Paweł jadąc, jak zwykle spóźniony na start pierwszego rajdu pod pieczą Żyrafy i drugiego w naszym wspólnym kalendarzu. Tydzień temu wylądowaliśmy z ogniskiem na stawach św. Anny. W tym tygodniu ognisko czekało na nas w Grodzie na Białynie.
Teraz wieczorem padam trochę na twarz. Dziś otworzyliśmy sezon rowerowy w Mszczonowie a przejechane 80 km to największy dystans jaki zrobiłem od jesieni ubiegłego roku. Ale było warto. Było też kameralnie i jak to bywa w takich kameralnych rajdach – bardzo sympatycznie. Nawet jak czasami wiało w twarz…
Kiedy rower zostaje w domu…
Mam plan. Chcę jechać na długą trasę rowerową. Do zrobienia według planu jest jakieś 100 km. A tu nagle się okazuje, że wieje, pada i w ogóle na dworze jest jedna wielka pogodowa masakra. Jeszcze tylko śniegu brakuje! Co robić? Jak w takich warunkach jeździć?
To nie był „normalny” rajd pod szyldem Cyklicznej Żyrafy. To był taki spontaniczny pomysł aby w weekend przejechać się razem po Bolimowskim Parku Krajobrazowym. Pogoda nie zachęcała ale i tak na starcie stawiło się łącznie 10 osób. Jak na taką pogodę – całkiem sporo ale jednocześnie kameralnie.
Na początku sierpnia pojechaliśmy na północ w poszukiwaniu Wisły. Udało się. Teraz pojechaliśmy na południe w poszukiwaniu sam nie wiem czego, ale naszymi celami pośrednimi były trzy miasta leżące na południe od Żyrardowa czyli Rawa Mazowiecka, Biała Rawska i Mszczonów.
Który to już raz?! Oficjalnie siódmy, ale w międzyczasie były zamknięcia i otwarcia sezonu czy wycieczki pod innymi nazwami. Tym razem pod szyldem cyklicznej pojechaliśmy po raz siódmy i po raz drugi do gajówki Prochowy Młynek.
Zawsze zaczyna się od pomysłu. Tym razem od jakiegoś czasu miałem pomysł, aby pojechać nad Wisłę na rowerze. Ot tak zamoczyć nogi/rower/cokowlwiek i wrócić. Potrzebny był tylko wolny dzień, niezła pogoda i jakiś towarzysz co by weselej było. A jak wszystki było, ruszyliśmy w drogę.
Dawno w Cyklicznej Żyrafie nie jechałem. Edycje numer 4 i 5 opuściłem. Teraz pod szyldem „Cyklicznej” pojechaliśmy po raz szósty. I pierwszy raz tak bardzo na południe. Tym razem odwiedziliśmy Jeruzal i Budy Grabskie.
Ja chyba mam pecha do tej trasy. Pierwsze podejście przerwałem w Ożarowie po 40 kilometrach pchania pod wiatr. Drugie wyszło, aczkolwiek na samym początku zaliczyłem piękną wywrotkę…. Poza tym trasa jest rewelacyjna. W niedzielny poranek praktycznie nikt nią nie jeździ. No może jeden taki z rozbitym kolanem…
Dopóki mało jeździłem na rowerze rower z małą ramą mi nie przeszkadzał. Powiem nawet że był lepszy bo do jeżdzenia po mieście, mała rama i nisko położone siodło to plus. Gorzej jak zacząłem jeździć więcej i dalej. Mała rama zaczęła przeszkadzać. Więc kierując się podpowiedzią rowerowego kolegi, przed kolejnym sezonem wybrałem się po rower.